Isa
Moderator: Wroc_Luna
Isa
Witam wszystkich serdecznie!
Po długim okresie namysłu i podziwianiu galerii z pewnego forum , doszłam do wniosku, że moja psina powinna mieć jednak galerię. I teraz żałuję, że nie stworzyłam jej od razu, gdy tylko w moim domu zagościła (już na zawsze) moja Isa.
Ponieważ ta historia nie zaczyna się od samego początku, jestem winna kilka słów wyjaśnień.
Isa urodziła się 2 czerwca 2007. Była śliczną, malutką, puchatą kuleczką, której jednak nie miałam okazji obejrzeć w takim stanie. My poznałyśmy się dopiero 30 września 2008 i była to (z mojej strony na pewno) miłość od pierwszego wejrzenia... Wtedy Isa miała półtora roku i była już wyrośniętą pannicą.
Isa jest przeze mnie adoptowana. Kiedyś miała swój dom. Jaki był? Nie wiem i nigdy się tego nie dowiem, ale tak naprawdę – nie zależy mi na tym, aby poznać jej przeszłość. To niczego nie zmieni. Teraz jest tak jak jest. I staram się, aby było jak najlepiej. Aby Isa była zadowolona z tego jak jej tutaj jest. Aby była szczęśliwa. Bardziej niż (ewentualnie) była tam. Zresztą… podobnie jak ona, ja też mam jakąś tam swoją przeszłość… Jaką? Ważne, że jesteśmy teraz razem – przewodnik i pies.
A teraz przedstawiam Wam moją Isę :
No dobra, z przodu ładniejsza
i w całej okazałości:
Po długim okresie namysłu i podziwianiu galerii z pewnego forum , doszłam do wniosku, że moja psina powinna mieć jednak galerię. I teraz żałuję, że nie stworzyłam jej od razu, gdy tylko w moim domu zagościła (już na zawsze) moja Isa.
Ponieważ ta historia nie zaczyna się od samego początku, jestem winna kilka słów wyjaśnień.
Isa urodziła się 2 czerwca 2007. Była śliczną, malutką, puchatą kuleczką, której jednak nie miałam okazji obejrzeć w takim stanie. My poznałyśmy się dopiero 30 września 2008 i była to (z mojej strony na pewno) miłość od pierwszego wejrzenia... Wtedy Isa miała półtora roku i była już wyrośniętą pannicą.
Isa jest przeze mnie adoptowana. Kiedyś miała swój dom. Jaki był? Nie wiem i nigdy się tego nie dowiem, ale tak naprawdę – nie zależy mi na tym, aby poznać jej przeszłość. To niczego nie zmieni. Teraz jest tak jak jest. I staram się, aby było jak najlepiej. Aby Isa była zadowolona z tego jak jej tutaj jest. Aby była szczęśliwa. Bardziej niż (ewentualnie) była tam. Zresztą… podobnie jak ona, ja też mam jakąś tam swoją przeszłość… Jaką? Ważne, że jesteśmy teraz razem – przewodnik i pies.
A teraz przedstawiam Wam moją Isę :
No dobra, z przodu ładniejsza
i w całej okazałości:
Skąd w ogóle wzięła się u mnie Isa? Musiałam pożegnać się z kimś, kogo znałam od dziecka, kogo znałam od 16 lat i nie pamiętałam nawet jak to jest bez niego. Był małym jamniczkiem. Psem. Dlatego Isa jest dużą dziewczyną – nie chciałam, aby mi go przypominała i aby bardziej bolało… Choć o tym, aby pojawił się w moim domu kolejny pies zaczęłam myśleć dość szybko – po dwóch tygodniach od śmierci Dżekola…
Szukałam rasy, która spełniałaby moje oczekiwania, oraz która podobałaby mi się exterierowo. I tak trafiłam na leonbergery. Potem spodobała mi się pewna suczka w typie rasy. Nawet imię miała śliczne. Był środek tygodnia, a ja miałam pod koniec jechać po nią. Już było wszystko ugadane. Załatwione. Niestety, DT stwierdził, że Tamta suczka zostaje u nich... Po raz kolejny było mi niesamowicie przykro . Po raz kolejny w krótkim czasie musiałam pożegnać się z psiakiem, choć nawet jeszcze nie było mi dane jej pogłaskać.
Potem telefon. Późnym wieczorem. Właśnie wracałam do domu. I ta sama osoba, która pośredniczyła w mojej poprzedniej niedoszłej adopcji, powiedziała przez telefon: „Mam dla Pani sunię.” Krótki opis suni. Namiary do hodowcy, u której była. Zaraz później ja dzwoniłam do p. Ani. Następnego dnia zaraz po wcześniejszym zwolnieniu się z pracy, już byłam z rodzicami i siostrą w drodze po nią. Moją Isę
Vitay Isa!!!
Szukałam rasy, która spełniałaby moje oczekiwania, oraz która podobałaby mi się exterierowo. I tak trafiłam na leonbergery. Potem spodobała mi się pewna suczka w typie rasy. Nawet imię miała śliczne. Był środek tygodnia, a ja miałam pod koniec jechać po nią. Już było wszystko ugadane. Załatwione. Niestety, DT stwierdził, że Tamta suczka zostaje u nich... Po raz kolejny było mi niesamowicie przykro . Po raz kolejny w krótkim czasie musiałam pożegnać się z psiakiem, choć nawet jeszcze nie było mi dane jej pogłaskać.
Potem telefon. Późnym wieczorem. Właśnie wracałam do domu. I ta sama osoba, która pośredniczyła w mojej poprzedniej niedoszłej adopcji, powiedziała przez telefon: „Mam dla Pani sunię.” Krótki opis suni. Namiary do hodowcy, u której była. Zaraz później ja dzwoniłam do p. Ani. Następnego dnia zaraz po wcześniejszym zwolnieniu się z pracy, już byłam z rodzicami i siostrą w drodze po nią. Moją Isę
Vitay Isa!!!
Wzięłam dla niej dwa dni urlopu. Wróciliśmy w nocy – weszła z nami do domu, a rano nie chciała zejść po schodach. Bała się. Dobrze, że nie musiałam się spieszyć do pracy. Usiadłam na schodach i czekałam na nią, aż się odważy zejść. I tak powolutku, udało mi się zejść z nią na dół. Potem już właściwie nie było tego problemu. Rano pojechałyśmy do sklepu po obrożę, bo na pożyczonej od don-ki (długowłosy owczarek niemiecki) nie mogłyśmy długo operować. W domu usnęła mi przy czesaniu. Po raz pierwszy widziałam wtedy, że uspokoiła się i nie denerwowała już tak bardzo. Właściwie tego zdenerwowania nie było po niej widać. Po prostu była taka jeszcze niepewna i wyobcowana trochę.
A zaraz na dzień dobry w naszym domu – dostała cieczkę. W szybkim tempie miałam lekcje posiadania dużego psa, dużej suni z cieczką i jej siły fizycznej, aby pobiec do zabawy za każdym spotkanym na spacerze psem. Tym bardziej, że jej waga nie różni się za wiele od mojej
Mój poprzedni psiak niszczył mi w domu, na starość nie raz zdarzyło się, że także się w domu załatwił. Byłam przygotowana, iż z tym psem też może tak być. Ale nie. Nie zdarzyło się nic takiego. Ona ani nie niszczy w domu, ani nie wyje, gdy nas mnie ma. Jest zupełnym przeciwieństwem mojego poprzedniego psa.
Z czasem wszystko się powoli zmieniało. Coraz bardziej przyzwyczajała się do nas. Dałam jej półtora miesiąca na przyzwyczajenie. Potem miałyśmy iść na szkolenie. Poukładało się jednak tak, że do dnia dzisiejszego mogę podsumować, że przeszłyśmy przez 3 szkoły. Włącznie z tą wybraną i dopiero o tej trzeciej mogę z całkowicie spokojnym sumieniem powiedzieć, że To jest To. Było więc tzw. szkolenie klikerowe, które nawet nawet mojej suni pasowało (mi pasowało do kontaktu wzrokowego), było szkolenie tzw. cywilne, które pozwoliło mi (od początku znając tamtejsze metody) nauczyć ją podstawowych komend. Teraz uczęszczamy do niesamowitej szkoły. Może się to wydawać dziwne, ale tam przede wszystkim hoduje się i pracuje z onkami. Właścicielom z okolic Łodzi mogę zatem polecić naprawdę super szkolenie
Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to szkolenie powoduje, że ćwiczenia są dla niej zabawą, że robi To, bo ona sama tego chce, bo daje jej to nie do opisania satysfakcję, bo widzę u mojej Isy „kurwiki” w oczach, gdy wyciągam piłeczkę...
To, co najśmieszniejsze, to jest to, że na początku w ogóle wątpiłam, czy uda mi się ją szkolić tak jak inni właściciele swoje onki – na piłeczkę. Nie przejawiała żadnych specjalnych zainteresowań. Owszem – to jest molos, z dłuższym niż onek przewodem myślowym, ale to mi się w niej najbardziej podoba. To, że muszę pracować inaczej i troszkę innych efektów się spodziewać, choć poprzeczkę mamy ustawioną wysoko
Miziana Isa w domu
Moje ulubione zdjęcie
A lewy profil? Może być?
Dali mi kość i kupili supełek...
A poźniej dali w końcu odpocząć...
A zaraz na dzień dobry w naszym domu – dostała cieczkę. W szybkim tempie miałam lekcje posiadania dużego psa, dużej suni z cieczką i jej siły fizycznej, aby pobiec do zabawy za każdym spotkanym na spacerze psem. Tym bardziej, że jej waga nie różni się za wiele od mojej
Mój poprzedni psiak niszczył mi w domu, na starość nie raz zdarzyło się, że także się w domu załatwił. Byłam przygotowana, iż z tym psem też może tak być. Ale nie. Nie zdarzyło się nic takiego. Ona ani nie niszczy w domu, ani nie wyje, gdy nas mnie ma. Jest zupełnym przeciwieństwem mojego poprzedniego psa.
Z czasem wszystko się powoli zmieniało. Coraz bardziej przyzwyczajała się do nas. Dałam jej półtora miesiąca na przyzwyczajenie. Potem miałyśmy iść na szkolenie. Poukładało się jednak tak, że do dnia dzisiejszego mogę podsumować, że przeszłyśmy przez 3 szkoły. Włącznie z tą wybraną i dopiero o tej trzeciej mogę z całkowicie spokojnym sumieniem powiedzieć, że To jest To. Było więc tzw. szkolenie klikerowe, które nawet nawet mojej suni pasowało (mi pasowało do kontaktu wzrokowego), było szkolenie tzw. cywilne, które pozwoliło mi (od początku znając tamtejsze metody) nauczyć ją podstawowych komend. Teraz uczęszczamy do niesamowitej szkoły. Może się to wydawać dziwne, ale tam przede wszystkim hoduje się i pracuje z onkami. Właścicielom z okolic Łodzi mogę zatem polecić naprawdę super szkolenie
Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to szkolenie powoduje, że ćwiczenia są dla niej zabawą, że robi To, bo ona sama tego chce, bo daje jej to nie do opisania satysfakcję, bo widzę u mojej Isy „kurwiki” w oczach, gdy wyciągam piłeczkę...
To, co najśmieszniejsze, to jest to, że na początku w ogóle wątpiłam, czy uda mi się ją szkolić tak jak inni właściciele swoje onki – na piłeczkę. Nie przejawiała żadnych specjalnych zainteresowań. Owszem – to jest molos, z dłuższym niż onek przewodem myślowym, ale to mi się w niej najbardziej podoba. To, że muszę pracować inaczej i troszkę innych efektów się spodziewać, choć poprzeczkę mamy ustawioną wysoko
Miziana Isa w domu
Moje ulubione zdjęcie
A lewy profil? Może być?
Dali mi kość i kupili supełek...
A poźniej dali w końcu odpocząć...
- gingerheaven
- super leomaniak
- Posty: 6616
- Rejestracja: 2007-11-15, 22:57
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
-
- super leomaniak
- Posty: 1096
- Rejestracja: 2008-07-04, 21:32
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
witaj pieknie przedstawilas siebie i Ise, bardzo wyczerpująca opowiesc
www.tybetkowo.pl.tl
Spaniele tybetańskie & Handling
Spaniele tybetańskie & Handling